niedziela, 5 stycznia 2020

VACANZA ITALIANA - włoskie wakacje w polskim wydaniu

Hej,
ten wpis miał ukazać się w połowie września 2019r. Dziś mamy styczeń 2020r. Tak.....nie pytajcie co się stało, dlaczego tak długo nic się nie działo na blogu itd. Na blogu faktycznie nie działo się nic za to poza nim - całe mnóstwo.

Jak już wiecie urlop zaczęliśmy późno - druga połowa sierpnia to zdecydowanie późna pora na letni urlop tym bardziej jeżeli mamy na myśli wyjazd zagraniczny w Europie.
Pierwotnie mieliśmy ruszać nad jezioro w okolice Giżycka potem rozważaliśmy Piaski nad Morzem Bałtyckim. Następnie Litwę w kierunku Pałangi ale prognozy pogody mówiły wręcz nieee, tylko nie tam bo deszcz bo zimno, tam nie. Ostateczną decyzję podjęłam ja stwierdzając iż nie zamierzam spędzać swojego jedynego urlopu (na który tak długo czekałam) w zimnie i deszczu i zaczęłam rozglądać się za cieplejszym kierunkiem wyjazdu. Zagwozdka była nie mała bo trzeba było znaleźć taki kierunek na który przystanie pan mąż i zechce mu się nas tam zawieźć. Chorwacja nie bo byliśmy a w głąb nie będziemy się jeszcze zapuszczać. Bułgaria, Hiszpania, Francja nie bo za daleko iiiiiiiii ostatecznie padło na Włochy. Na początku myślałam o pobycie w pobliżu miasta Triest i tam szukałam campingów. Niestety są to tereny górzyste (czytaj -  nie równe pod busa) i do plaży dojeżdża się kolejką! Zatem może coś dalej? I tak padło na miejscowość Lignano Sabbiadoro w prowicji Udine. Nie szukaliśmy opinii na jej temat, nie pytaliśmy na forach czy ktoś poleca to miejsce. Miejsca tez nie rezerwowaliśmy. Z jednej strony był to błąd bo na miejscu wybór był niewielki a z drugiej strony rezerwacja też dobrego miejsca nie gwarantowała.

Tym razem przed wyjazdem poza granice Polski wyrobiłam dzieciom dowody osobiste i wszystkim karty EKUZ. Nie wykupywaliśmy dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego ani asisstance dla samochodu. Zakładaliśmy że nic się nie stanie i nie będzie nam to potrzebne.

Zapakowani po dach, z rowerami na bagażniku ruszyliśmy. Słońce, ciepłe morze ohhhh taaaak !




Problemy zaczęły się na wyjeździe z Warszawy gdzie przestał działać kierunek w bagażniku rowerowym. Bardziej działa jak sobie chciał ale zmarnowaliśmy godzinę na szukanie przyczyny, Żarówka była ok (teraz nawet kilka mamy w zapasie), może kabel nie łączy? A gdzie teraz szukać lutownicy itd. Ostatecznie stwierdziliśmy że "pies drapał te światło" i jedziemy tak jak jest, trudno najwyżej nas zatrzymają i wtedy będziemy się tłumaczyć. Kolejny postój mieliśmy w Częstochowie. Mąż od razu pobiegł do pobliskiego marketu budowlanego po kabel co by na miejscu przyjrzeć się problemowi a my udaliśmy się na posiłek do McD. Tak jak zawsze martwię się że na tych długodystansowych trasach dzieci nam się pochorują czy coś sobie uszkodzą tak tym razem to ja na własne życzenie sobie zaszkodziłam. Burger Maestro Tasty Guacamole nie okazał się być dla mnie łaskawy. Po raz kolejny przekonałam się że awokado mi szkodzi....szkoda tylko że w drodze na wakacje. Żołądek rozbolał mnie niesamowicie do tego stopnia że gotowa byłam wracać do domu. Na szczęście apteczka samochodowa obfitowała w różne specyfiki i udało się powrócić na dobre tory.
Trasa naszej wyprawy to Polska - Czechy - Austria - Włochy (1430 km w jedną stronę więc całkiem spoko). Droga jest nam już znana ze względu na naszą podróż do Chorwacji 2 lata temu. Aby spokojnie przejechać przez Czechy i Austrię należy zakupić winiety. We Włoszech obwiązują bramki na autostradach.

Jeżeli chodzi o noclegi to nie da się ukryć że ponownie korzystaliśmy z aplikacji park4night i tym razem nocowaliśmy w klimatycznym miasteczku Wolfsberg (Austria). Miejscem noclegowym był oczywiście nasz bus (niestety ze względu na bagażnik rowerowy nie mogliśmy otworzyć tylnych drzwi wiec poruszanie się wymagało od nas dobrej akrobatyki). Zatrzymaliśmy się na parkingu tuz obok hali sportowej. W okolicy domy mieszkalne, parking pusty. Później dołączył do nas camper więc było nam nieco raźniej chociaż akurat tam czułam się bezpiecznie.



Kolejnego dnia po śniadaniu ruszyliśmy już do Włoch. Plusem tej małej miejscowości jest również tania stacja paliw (jak na Austrię) bodajże 1,30 euro za litr paliwa i uwierzcie mi że to było bardzo tanio!
Nie wspominam już o tych niesamowitych widokach gór i dolin bo mimo że widziałam je kolejny to raz to ponownie robiły ogromne wrażenie.




Włochy powitały nas słońcem, widokiem winiarni i winnic oraz palmami. Miasteczko Lignano jest bardzo urokliwe: kafejki, restauracje, markety, jest też park wodny AquaSplash https://aquasplash.it/en/ , lunapark Strabilia http://www.lunaparkstrabilia.com/page.php?4 a życie tętni nocą.
Nasz camping wybrałam przede wszystkim pod kątem dzieci gdyż były tam 2 baseny, jaccuzzi, plac zabaw, animacje.





Zaskoczyły nas kolejki przed wjazdem na plac campingu niektórzy czekając na wolne miejsce (zapewne te upatrzone) nocowali wręcz w camperach przed wjazdem lub czekali wzdłuż ulicy aż zwolni się miejsce. Ktoś kto czyta naszego bloga wie że zazwyczaj staramy się unikać zatłoczonych miejsc ale tutaj możliwości zmiany campingu zbytnio nie było bo i tak byliśmy umęczeni podróżą a szukać, krążyć za kolejnym? Nieee to już nie na nasze nerwy. Obsługa uprzejma, jako nieliczni mówiliśmy w języku angielskim. Obszar campingu na tyle duży że obsługa poruszała się po nim meleksami! Parcele różne. Ze względu na to że byliśmy bez rezerwacji musieliśmy brać co dają i wybraliśmy wąską parcelę,niestety. Nie był to najlepszy wybór ale tez w razie gdyby zwolniło się interesujące nas miejsce my kiedy już jesteśmy rozstawieni nie możemy się zbytnio przenosić.

Nasz camping http://www.campingsabbiadoro.it/pl/ bardzo korzystnie położony. Wszędzie blisko a jak daleko to rowerem można podjechać. Do plaży piechotą było 7 minut. Na plaży jednak jeden wielki ścisk, tłumy ludzi - leżak obok leżaka. Morze w tej części było dosyć płytkie ze względu na odpływ i strasznie słone. Wychodząc z morza sól krystalizowała się na ciele co nie było zbytnio przyjemne. Na nurkowanie połasił się syn ale dno piaszczyste więc zbytnio dużo do oglądania nie było.
Czas spędzaliśmy po krótce na wszystkich atracjach. Chodziliśmy 2 razy dziennie na basen, na plażę, jeździliśmy rowerami. Byliśmy też w aquaparku. Polecam! Chociaż Aquacolors w Chorwacji jest znacznie większy.











Ceny we Włoszech niestety są wysokie. Za pobyt na tym campingu (a byliśmy 9 nocy) zapłaciliśmy 540,40 euro. Sporo jak za camping. No ale to Włochy, szczyt sezonu. Z produktów spożywczych najdroższe było mleko 5 euro!!! i chleb 3 euro!!!.
Ogólnie pobyt w Lignano wspominamy dobrze zwłaszcza animacje wieczorne dla dzieci i dorosłych. Pod tym względem byliśmy zachwyceni i z żalem opuszczaliśmy camping.
Nie moglibyśmy sobie darować iż będąc we Włoszech tak blisko Wenecji nie odwiedzić jej! To zaledwie godzina drogi od Lignano.
Jechaliśmy tam pierwszy raz ciemni jak noc. Na fejsbukowej grupie campingowej pytaliśmy o to gdzie w Wenecji można przenocować buscamperem i jak dotrzeć na wyspę. Powiem wam tak: gdybyśmy jechali tam któryś raz z kolei to byśmy wiedzieli który to jest parking pod mostem (takiej rady nam udzielono, mapki które nam podesłali nijak się miały do orientacji w terenie).
Jakby ktoś wybierał się do Wenecji samochodem, busem, camperem itd to polecamy strzeżony całodobowy parking SAN GIULIANO z którego jest dojście na tramwaj wodny pływający do Wenecji. Tramwaj pływa kilkanaście razy dziennie więc bez obaw dopłyniecie i wrócicie na ląd. Koszt parkingu to chyba ok.20 euro (w tym ciepłe prysznice i toalety). Tramwaj wodny 10 euro osoba (w obie strony; dzieci płynęły za free). Więcej o Wenecji będzie w kolejnych postach.














Reasumując wyjazd jak najbardziej udany! Kolejne państwo europejskie w jakimś stopniu poznane. Jeżeli chodzi o życie nocne jak najbardziej polecamy. Dla nas zbyt dużo turystów aby móc odpocząć. O dziwo mąż przyznał że chyba jednak wolałby ponownie pojechać do Chorwacji niż do Włoch! Taka zmiana.

W drodze powrotnej nocowaliśmy już w Polsce w miejscowości Żory (też przez aplikację par4night) coś w stylu plaży miejskiej? Jednakże nie było to jedno z najbezpieczniejszych miejsc. W nocy różni ludzie tamtędy krążyli oczywiście w stanie nietrzeźwym. W Żorach jest słynne miasteczko westernowe Twinpigs ale tak bardzo chcieliśmy już do własnego domu że odpuściliśmy je sobie.

W nowym roku idą zmiany - czy na lepsze? Czas pokaże......

P.S. Dla ciekawych zakończenia historii z niedziałającym kierunkowskazem w bagażniku rowerowym spieszę donieść iż na miejscu całkowicie o nim zapomnieliśmy ;) iiii po dzień dzisiejszy sprawa jest nierozwiązana.

Pozdrawiam















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

BAILEY RANGER

Witajcie, nadeszła ta oto wielkopomna chwila kiedy mogę zdradzić jaka to zmiana u nas zaszła.  Jak wiecie nasz bus poszedł w odstawkę a jeg...